Kosmiczna pasja ludzkości. Przez pokolenia

Nauka łączy! Zapytaj bliskich, o ich fascynacje naukowe!

Wszystkie pasje są wspaniałe. Rozwijają osobowość i łączą ze sobą ludzi. Sprawiają, że nasze życie mija twórczo i wypełnia je działanie. Jednak pośród nich jest jedna, która zasługuje na szczególny hołd. To nauka. Dzięki niej możemy poznać i zrozumieć świat, w którym żyjemy oraz nas samych. Śmiało też można uznać, że jej siła tkwi m.in. w międzypokoleniowości.

Wśród ambasadorów tegorocznej edycji akcji #2h4family mamy zaszczyt gościć Tomasza Rożka. Fizyk, dziennikarz i popularyzator nauki, założyciel fundacji Nauka. To lubię. Chyba nie musimy wyjaśniać, co jest jego największą pasją. Jak powiedział w rozmowie z Instytutem Humanites, motorem fascynacji nauką jest dla niego rodzinna dociekliwość. Zapytany o pasję z dzieciństwa wyznał, że bardzo pociągał go wtedy Kosmos. Nie tylko jego.

Kosmos to wielka zagadka. Od zawsze. A człowiek kocha zagadki. Całe pokolenia ludzkości snuły teorie, co to może być – to niebo i gwiazdy. Tysiące lat temu widzieliśmy tam bogów i mityczne sceny, potem stworzyliśmy narzędzia, które pozwoliły nam spojrzeć w głąb i odkryć, z czym mamy do czynienia. Uświadomiliśmy sobie, że Kosmos to dużo, dużo więcej niż dostrzegane przez nas gołymi oczyma gwiazdy. I chociaż udało nam się zgłębić wiele jego tajemnic, to daleko nam do tego, żeby wiedzieć o nim wszystko.

Zanim astronom z Torunia odkrył w sobie kosmiczną pasję

O tym, że człowiek od zawsze lubił patrzeć w gwiazdy, wiemy chociażby na podstawie rysunków, jakie wykonał w grotach skalnych w odległych, paleolitycznych czasach. Badacze dopatrują się w na nich obiektów astronomicznych: Księżyca rozrysowanego w jego 29-dniowym cyklu czy gromady gwiazd nazywanych dzisiaj Plejadami. Nieco późniejsze, pochodzące z przełomu neolitu i epoki brązu Stonehenge mogło mieć, zdaniem ekspertów, cel astronomiczny.

Jak wiemy na podstawie zachowanych źródeł, w późniejszych czasach, już tzw. historycznych, Kosmos tłumaczono sobie przy pomocy opowieści mitycznych. Do dzisiaj naszych planetarnych sąsiadów nazywamy imionami rzymskich bogów: władczy Jowisz, słodka Wenus, skrzydłonogi Merkury… Jednocześnie już wtedy podejmowano próby, żeby to wszystko zbadać, opisać, pomierzyć. Wszystkie wielkie cywilizacje – Chiny, Mezopotamia, Grecja, Indie, Ameryka Środkowa – budowały obserwatoria. Te wczesne obserwacje służyły katalogowaniu ciał niebieskich, opisywaniu ich położeń i ruchów. Dzisiaj już wiemy, że jedynie pozornych. Tak powstał geocentryczny model świata, który obowiązywał do czasu, aż pewien astronom z Torunia odkrył w sobie kosmiczną pasję. Ale o tym za moment.

Tymczasem jesteśmy w czasach, kiedy europejskim paradygmatem kosmicznym jest centralne położenie Ziemi, choć nie należy zapominać o Arystarchu z Samosu, który model heliocentryczny zaproponował już w III w p.n.e! Do początków średniowiecza wykonano jeszcze wiele interesujących obserwacji, bo Kosmos, jak to Kosmos, zdradzając jeden sekret na swój temat, odsłaniał kolejne. Metodami matematycznymi próbowano więc obliczyć rozmiar Słońca, skonstruowano prototyp zegara astronomicznego (tzw. Mechanizm z Antychiry) itd.

Panuje przekonanie, że średniowiecze skutkowało zastojem w naukach astronomicznych. Nie zapominajmy jednak, że mówiąc „średniowiecze”, mówimy o blisko tysiącu lat rozwoju cywilizacji ludzkiej w jednej tylko części świata. Astronomia rozwijała się wtedy wspaniale w świecie islamskim. Warto też dodać, że, wbrew obiegowym opiniom, mało który z średniowiecznych europejskich uczonych sądził, że Ziemia jest płaska. Jako kulistą opisał ją m.in. Makrobiusz (V w n.e.) czy Marcjan Capella (V w n.e.). Natomiast konsensus, że jej położenie w Kosmosie to ścisłe centrum, raczej nie był podważany.

 

Wstrzymał Słońce, ruszył Ziemię i… wyobraźnię

Wróćmy teraz do naszego astronoma z Torunia. Mowa rzecz jasna o Mikołaju Koperniku i jego wydanym w 1543 roku dziele „O obrotach sfer niebieskich”. Wszyscy wiemy co najmniej od wczesnej podstawówki – Kopernik wstrzymał Słońce, a ruszył Ziemię. A mówiąc mniej poetycko – zaproponował heliocentryczny model Kosmosu, który wkrótce został przyjęty, choć nie bez perturbacji.

Jeśli pasjonujecie się nauką, nie przejmujcie się niepowodzeniami. Najwybitniejsi zawsze mają pod górkę. Nie dość, że Kopernik zmarł, zanim jego dzieło ukazało się drukiem, to jeszcze niemal natychmiast, w 1616 roku, trafiło ono na Indeks Ksiąg Zakazanych. Nie bójcie się też pomyłek – teorie Kopernika poprawiali i rozszerzali tacy giganci astronomii jak Galileusz czy Johannes Kepler. Czy płynie z tego jakiś morał? Nawet dwa. Po pierwsze – warto podważać obowiązujące paradygmaty, jeśli mamy ku temu dobre podstawy. Po drugie – pokoleniowość dobrze robi nauce. To dzięki niej po Koperniku może przyjść Galileusz i udoskonalić jego model Wszechświata.

Po Galileuszu, który zdąży jeszcze skonstruować jeden z pierwszych teleskopów, przyjdą kolejne osoby, które łączyć będzie jedna pasja – Kosmos. Isaac Newton wyjaśni ruchy ciał niebieskich prawem ruchu i prawem powszechnego ciążenia. Zwrócenie uwagi na tzw. problem trzech ciał pozwoli te ruchy prognozować. Pojawią się nowe technologie: udoskonalone teleskopy, fotografia, spektroskop. W XX wieku odkryjemy, że zamieszkujemy oddzielną galaktykę, którą, sięgając znów do mitologicznego obrazowania świata, nazwiemy Drogą Mleczną. Odkryjemy też, że istnieją również inne galaktyki, czyli ogromne grupy gwiazd, a wśród krążących wokół nich planet – a w przyszłości, kto wie? Może druga Ziemia? A na niej jakieś inne inteligentne istoty?

 

Czekając na Obcych

Pierwsze zdjęcie Ziemi z Kosmosu powstało w 1946 roku. Wykonano je przejętą od Niemców rakietą balistyczną. Niemcy jako pierwsze wyprodukowały obiekt zdolny wzbić się w Kosmos. Na zdjęciu wykonanym przy jej pomocy wyraźnie widać krzywiznę Ziemi. Od tej pory nikt już nie mógł mieć wątpliwości co do jej kulistego kształtu. Jednak to najsłynniejsze zdjęcie, na którym widzimy „niebieską kulę”, powstało nieco później. Wykonała je załoga misji Apollo 17 w 1972 roku.

Nie ma chyba drugiego artefaktu, który tak mocno rozpaliłby zbiorową wyobraźnię kosmiczną. Choć jego siła rażenia mogłaby być mniejsza, gdyby nie atmosfera kosmicznego wyścigu pomiędzy USA a ZSRR, trwająca od lat 50-tych. Mocarstwa słały wtedy w Kosmos co tylko były w stanie – sztuczne satelity, urządzenia telekomunikacyjne, nieszczęsnego psa Łajkę, a w końcu – także ludzi. Wyścig w konkurencji na wysłanie pierwszego człowieka w Kosmos wygrał Związek Radziecki – w kwietniu 1961 roku z misji Wostok 1 pomachał do uwięzionej na Ziemi ludzkości 27-letni kosmonauta Jurij Gagarin. Wyprzedził o 23 dni amerykańskiego astronautę Alana Sheparda. W 1963 roku do grona osób, które mają za sobą wycieczkę w Kosmos, dołączyła pierwsza kobieta – radziecka kosmonautka Walentina Tierieszkowa. Inauguracyjny spacer człowieka w przestrzeni kosmicznej odbył również Rosjanin – Aleksiej Leonow w 1965 roku. Ale za to na Księżycu jak pierwsi stanęli Amerykanie.  Ten mały krok dla człowieka, a wielki krok dla ludzkości zrobili astronauci – Neil Armstrong i Buzz Aldrin w 1969 roku.

Kosmiczny wyścig wyhamował w latach 70-tych. Zdążył jednak odcisnąć swoje piętno w sercach i umysłach. Jeśli nie my sami, to nasi rodzice lub dziadkowie żyli z myślą, że być może za chwilę dojdzie do spotkania z kosmiczną cywilizacją. Zaczytywano się w prozie Lema i Clarke’a, oglądano słynną „Odyseję kosmiczną: 2001” i tropiono rzekome ślady obecności kosmitów na Ziemi. Jednocześnie podziwiano coraz to nowocześniejsze sondy i teleskopy oraz śledzono kolejne odkrycia i teorie, mające wyjaśnić nam istotę Wszechświata.

 

Nie ma już złudzeń, ale pasja pozostała

Od lat 70. zaczęła się zmieniać atmosfera debaty kosmicznej. Pojawiły się głosy zwątpienia. Dowodzono, że, biorąc pod uwagę olbrzymie odległości i inne nierozwiązywalne przeszkody techniczne, nawet jeśli istnieje jakaś pozaziemska cywilizacja, to nigdy jej nie poznamy. Państwa zaczęły oszczędniej finansować badania kosmiczne, a tymczasem ludzkość konsumowała zdobycze, które pojawiły się jako skutek uboczny prób eksploracji Wszechświata. Żywność liofilizowana, specjalna pianka wykorzystywana do produkcji obuwia sportowego, elektroniczny termometr, filtrowanie wody jonami srebra – wszystkie te innowacje wymyślono na potrzeby lotów kosmicznych.

Oczywiście – ludzkość nie zaprzestała pasjonować się Kosmosem. Dzisiaj wiemy o nim już o wiele więcej niż wtedy, kiedy Neil Armstrong stawiał swój wielki krok dla całej ludzkości. W stosunku do tamtej wiedzy i tamtego nastawienia – obecne jest bardziej dojrzałe i bardziej pozbawione złudzeń.

Dzisiaj już nie tylko USA i Rosja eksplorują Kosmos. Można powiedzieć, że kosmiczny wyścig został nie tylko wznowiony, ale także – że bierze w nim udział więcej graczy. Swoje kosmiczne ambicje próbują zrealizować oczywiście Chiny, a także Meksyk i Indie. Na różne sposoby – wysiłkiem państwowych agencji kosmicznych, prywatnych firm i naukowców delegowanych na misje.

W najgłośniej ostatnio dyskutowanej misji NASA Artemis II bierze udział prawdziwie różnorodne grono. Dowódcą jest były pilot myśliwca marynarki wojennej Reid Wiseman. Pilotem – pierwszy czarny astronauta na pokładzie NASA Victor Glover. A lecący z misją specjaliści to inż. Christina Koch i po raz pierwszy udający się w Kosmos kanadyjski pułkownik Jeremy Hansen.

Najważniejsza zmiana zaszła jednak w samych wyobrażeniach o tym, co możemy odkryć. Już nie mamy wielkich nadziei na bliskie spotkanie z pozaziemską cywilizacją. Badamy za to np., czy i jakie drobnoustroje zamieszkują inne planety (artykuł na ten temat przeczytasz na stronie Nauka. To lubię). Próbujemy zobaczyć Kosmos dokładniej przy pomocy takich urządzeń jak teleskop Jamesa Webba (na ten temat również można poczytać na Nauka. To lubię). Jednocześnie biznes, za wszelką cenę stara się zmonetyzować ludzką kosmiczną namiętność. Komercyjne loty na Marsa? Już wkrótce dostępne w ofercie!

O tym, że dzisiaj, podobnie jak zawsze, ludzi intryguje Kosmos, świadczy kariera takich filmów jak „Gwiezdne Wojny” czy „Grawitacja”. Kosmiczne refleksje możemy mieć inne niż nasi rodzice czy dziadkowie, ale gwiazdy mrugają w naszym kierunku w tak samo zachwycający sposób.

 

Niedawno, 15 maja, świętowaliśmy Międzynarodowy Dzień Rodzin. Może to dobry impuls, żeby zapytać, co fascynuje naszych bliskich.

    • Może to okazja, żeby obejrzeć z nimi „Star Trecka”, „Interstellar” albo najnowszą serię „The Mandalorian” i porozmawiać, jakie emocje wzbudza w nas myśl o Kosmosie?
    • Albo zapytać Dziadka, co fascynowało go, kiedy był młody albo Babcię, kto ze świata nauki jej wówczas imponował?
    • Co najbardziej zmieniło się w trakcie ich życia?
    • Czy pamiętają pierwszy komputer?
    • Czy umiałbyś/ umiałabyś wytłumaczyć im, czym jest sztuczna inteligencja lub media społecznościowe?

Może dzięki takiej rozmowie odkryjemy wspólną pasję lub zainspirujemy do spróbowania czegoś nowego? Na pewno, odkryjemy coś nowego o sobie nawzajem, a drugi człowiek, zwłaszcza bliski, jest ciekawszy nawet od Kosmosu. Jako inspirację do zadawania pytań, zapraszamy do obejrzenia nagrania z Dr Tomaszem Rożkiem, ambasadorem XII edycji kampanii Dwie Godziny dla Rodziny/Człowieka.